sobota, 24 maja 2014

"Październikowa lista" - Jeffery Deaver

Człowiek, gdy wybiera się do kina, to za 15 złotych chce rozpływać się w zachwytach nad wiadrem popcornu i opowiadać znajomym, jaki super film ostatnio oglądał. W innym wypadku wraca do domu rozgoryczony i wyładowuje swą frustrację w sieci z innymi rozgoryczonymi. Widz stał się bardziej wybredny, bo w końcu ma, z czego wybierać i chce dobrze ulokować ciężko zarobione pieniądze. Dzięki czemu wciąż podnosi się poprzeczka i możemy obejrzeć takie cuda, jak Pulp Fiction, Memento, Prestiż czy Incepcja.
Podobnie ma się sprawa w świecie książek.
Ludzie nie mają zbyt wiele czasu, więc jeżeli mają „zmarnować” kilka godzin na lekturę, to musi to być arcydzieło. Szczególnie, że książki tanie nie są i trzeba wydać nieraz nawet 50 złotych. Sam pisarz musi wykazać się pomysłowością i talentem, często eksperymentując z formą i kreacją. W wyniku, czego powstają takie perełki, jak „Październikowa lista”.

 
Autor: Jeffery Deaver 
Tytuł: Październikowa lista
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
rok wydania: kwiecień 2014
ilość stron: 344
moja ocena: 6!/6



Po rozdarciu koperty i wyjęciu z niej książki, byłem zachwycony. Wydawnictwo Prószyński i S-ka, znów staje na wysokości zadania. „Październikowa lista” ma ładną okładkę. Grafika zrobiona jest bardzo profesjonalnie i śmiało możemy podarować książkę w formie prezentu lub przyozdobić nią własny regał.   
W grafice zaciekawił mnie jeden element – odwrócony zegar. Nie bardzo wiedziałem, czego jest symbolem, skoro w tytule mowa o jakiejś liście. Po powierzchownym przewertowaniu książki zorientowałem się, w czym rzecz.
„Październikowa lista” zaczyna się po prostu od zakończenia, co mocno mnie zdziwiło i dość sceptycznie podszedłem do takiego zabiegu. Przystąpiłem jednak do lektury i ku mojemu zaskoczeniu okazało się, że napisanie książki w taki sposób to strzał w dziesiątkę!
Poznajemy przerażoną Gabriel w tajemniczym mieszkaniu, prowadzącą rozmowę z nowym znajomym. Z dialogu dowiadujemy się, że córka Gabriel została porwana, a sama Gabriel oczekuje przybycia swego przyjaciela, Daniela, który pojechał zapłacić okup. A cały zamęt spowodowany jest enigmatyczną październikową listą.
Początek powieści jest zaskakujący, aczkolwiek mógłby być mocniejszy. Niestety technicznych szczegółów autor nie mógł przeskoczyć. Zaczynając książkę od zakończenia fabuły, nie mamy bladego pojęcia, kim są bohaterowie, dlatego też nie jesteśmy w stanie za bardzo przejąć się ich losem. Mimo to, autor zręcznie wplótł podstawowe informacje, unikając ich powielania we wcześniejszej części wydarzeń, co jest bardzo na plus.
Deaver, jak po sznurku, w każdym rozdziale cofa się w czasie o kolejne minuty. Czasem godziny. Rozdziały zostały więc opatrzone numerem i krótką notką – „17:40 niedziela, 30 minut wcześniej” oraz dołączono do nich zdjęcia, nawiązujące do fabuły. 
Powiem szczerze, że zabieg cofania się sprawił, że aura tajemniczości, przyświecająca kolejnym rozdziałom, była znacznie większa, niż jakby poznawać fabułę we właściwej kolejności. Ze strony na stronę, im bardziej cofaliśmy się w czasie, tym bardziej obraz nam się rozjaśniał a napięcie, zamiast spadać – rosło. Skojarzenie z filmem Memento, jest tu jak najbardziej na miejscu.
Autor doskonale bawi się przewrotnością opisów w przedstawianiu wydarzeń. Niczego tak naprawdę nie możemy być pewni. Niekiedy przewrotności wywołują na twarzy uśmiech, a innym razem po prostu łapiemy się za głowę z niedowierzania. Autor z premedytacją wodzi nas za nos.  
Podczas czytania kolejnych rozdziałów, pojawia się coraz więcej pytań i wątpliwości, co pcha tylko do dalszej lektury. Kreacja Gabriel jest po prostu obłędna. Z każdą chwilą zaskakuje sprytem i siłą charakteru. Nawet w chwilach grozy, napięcia i strachu zachowuje jasność myślenia, co sprawia, że męska postać Daniela wypada przy niej trochę blado i niemęsko. Ciekawa jest również kreacja pary policjantów, którzy przywodzili na myśl Vincenta i Jules’a z Pulp Fiction, choć może, to tylko moje skojarzenie. Bohaterowie wykreowani przez Deaver’a z pewnością nie są papierowi. Autor dobrze radzi sobie z kreacją i potrafi pisać naprawdę świetne dialogi, co przekłada się na autentyczność bohaterów.
Autor również zręcznie wykorzystuje atrybuty ubioru, cechy charakterystyczne wyglądu, w celu zaprezentowania postaci, bez przedwczesnej kreacji. Wyminął tym samym podstawowe problemy techniczne, zamieniając trudności w atuty. Dzięki temu do tej pory pamiętam pana Żółtą Koszulę.
Mimo, iż akcja pędzi na złamanie karku, autor znalazł miejsce na drobniejsze zagadki, wręcz smaczki tj.: Profesor, o którym wspomina Gabriela. Czy podobieństwo Daniela do znanego aktora, przy czym żadna z postaci nie mówi, do jakiego. 
Za duży plus uważam również zakończenia rozdziałów, które pozostawiały wielki znak zapytania. Np.: Jak bohaterowie oszukali policjantów? Kim jest pan Żółta Koszula?
Wszystko naprawdę perfekcyjnie się zazębia, tworząc znakomitą iluzję. Bo trzeba Wam wiedzieć, że w „Październikowej liście” nic nie jest takie, na jakie wygląda. Sens tych słów znakomicie oddaje zakończenie książki, czyli początek fabuły, złożony z trzech punktów kulminacyjnych, które wywołują totalny opad szczęki. Czytając ostatni rozdział po prostu siadłem z wrażenia!
Szkoda tylko, że autor zbyt szeroko rozpisał się na temat wyjaśnienia zagadki. Niektóre rzeczy należało zostawić czytelnikowi, by odrobinę pomyślał. 
Podsumowując, książka ma 344 strony, ale dzieje się w niej naprawdę, naprawdę dużo! Nie ma w niej bohaterów, których będziemy wspominać latami. Nie ma wielkiej, nadymanej fabuły. Jest akcja, jest zabawa, jest zagadka. Wszystko jest majstersztykiem, który ma bawić i wciągać. Osobiście przeczytałem książkę w jeden dzień i byłem pod jej ogromnym wrażeniem.
36 złotych? To jak za darmo!