niedziela, 9 lutego 2014

Kwestia niedocenienia - "Nocne życie"



Na kolejną książkę do recenzji chciałem wybrać „Ostatnie życzenie” Andrzeja Sapkowskiego. Większość fanów fantastyki z pewnością zetknęła się z twórczością rodzimego pisarza. A i ci, którzy fanami nie są, zapewne słyszeli o tym utalentowanym jegomościu. Nie wspomnę już o całej rzeszy graczy, wypatrującej daty premiery Wiedźmina 3.
Zmieniłem jednak zdanie.
Pomyślałem, że chciałbym państwa czymś zaskoczyć. Podarować recenzję dobrej, lecz mało znanej książki. I nie powiem, żebym się specjalnie zastanawiał nad pozycją. Kołatała mi w głowie, odkąd zapragnąłem prowadzić recenzenckiego bloga. A to, dlatego, że przeszła bez echa i została mocno niedoceniona. Przynajmniej z mojego punktu widzenia.
Niegruba(501 stron), ale też nie jest broszurką. Ciekawa, poruszająca, o intrygującym tytule - „Nocne życie”.  

Autor: Dennis Lehane
Tytuł: „Nocne życie”
Wydawnictwo: Prószyński - S-ka
rok wydania: Kwiecień 2013
ilość stron: 501
moja ocena: 5/6









 O „Nocnym życiu” dowiedziałem się poprzez zakładkę, dołączoną do recenzowanego wcześniej „Joyland’u”. Pomyślałem, że skorzystam z niej nie więcej niż raz, ale w końcu nic mnie to nie kosztuje. Dali to biorę. Chociaż wcześniej to bardziej cieszyło, bo teraz, w co drugiej dają. Zakładka przejęła rolę ulotki, bo człowiek tak milszym okiem zawsze na nią spojrzy. Przydatna, praktyczna. I ładna. Kolorowa. Więc oglądam. Z jednej, z drugiej.
A w oczy rzuca mi się takie o to zdanie:

Nocne życie to Ojciec chrzestny dla ludzi myślących.” – Stephen King

Jak to „dla myślących”? A to „Ojciec chrzestny” niby, dla kogo był?
Dobrze, że wyszedłem z księgarni, bo byłaby awantura na całego. Zapiekło mnie to zdanie, powiem szczerze. Oj, zapiekło! I to mocno.
Musiałem jak najszybciej zdobyć tą kontrowersyjną książkę, szumnie reklamowaną przez Kinga tak ostrą wypowiedzią. Rozpocząłem poszukiwanie najtańszego egzemplarza, bo 39 złoty to ja w błoto nie wyrzucę(aż tak to mnie to zdanie nie zapiekło). Znalazłem, kupiłem, przeczytałem. Nie przyznałem Kingowi racji. Stwierdziłem, że pisarz z niego dobry, ale zero w nim przyzwoitości, żeby tak „Ojca chrzestnego” z błotem mieszać.
Później przeczytałem kilka innych pozycji związanych tematycznie i dziś mam zupełnie odmienne zdanie na temat „Nocnego życia”.
Przepraszam państwa za ten przydługi wstęp, ale tym razem to nie z mojego gadulstwa, a z potrzeb recenzji.
Zacznijmy już tradycyjnie od początku.
Pisząc te słowa, „Nocne życie” spoczywa sobie spokojnie obok mnie.
Spoglądam na okładkę i znów muszę pochwalić Prószyński i S-ka. Robicie to dobrze. Podoba mi się bardziej, niż zagraniczne. Mamy się czym szczycić! Polskie wydawnictwa robią bardzo dobre okładki. Fabryka Słów to już przekracza wszelkie normy. To nie okładki tylko małe arcydzieła(Pan Lodowego Ogrodu!). Prószyński wcale nie jest z tyłu. Bo „Ziemiomorze” to…
Innym razem.
Wracając do okładki „Nocnego życia”. Jest estetyczna i bardzo dobrze oddaje klimat zawartości. Czterech zakapiorów z przysłoniętymi rondem twarzami. Tylko czekać, aż rozchylą poły płaszcza i zabłyśnie broń.
Bo w gruncie rzeczy ta książka jest o zakapiorach.
O mafii.
Tej prawdziwej, a nie tej, którą znamy z książek Puzo i filmów Coppoli.
„Nocne życie” dzieli się na trzy części, a każda z nich dotyczy zupełnie innego okresu życia Joe Coughlin’a. Samego Joe’go poznajemy w dość niefortunnej sytuacji przed zakończeniem jego żywota. Zabieg ograny, ale Lehane potrafi zręcznie go wykorzystać, co mu się chwali. Joe wraca wspomnieniami do początku, czyli do Emmy Gold. Bo to od niej, jak twierdzi, wszystko się zaczęło.
Nie chcę zdradzać fabuły, bo każdy fragment jest naprawdę istotnym elementem historii. „Nocne życie” rozbudowane jest o wiele wątków, które w większym, lub mniejszym stopniu na siebie oddziałują. Są zgrabnie rozwinięte i zawiązane. Niekiedy mamy białe plamy, które wypełniają się dopiero po przeczytaniu znacznego fragmentu książki. Bardzo mi się to podoba. Choć nieraz miałem wrażenie sztuczności, a i kilka bohaterów wydało mi się stworzonych schematycznie i po trosze na siłę. Przesadą jest również wypowiedź „New York Times’a”, że każde zdanie sprawia przyjemność. „Nocne życie” napisane jest naprawdę lekkim piórem. Nie występują tam żadne przestoje. Czyta się płynnie, a to ważne.
Ale nie mogę powiedzieć, że jest to językowy majstersztyk. Czytałem o wiele lepiej napisane książki, nie ujmując niczego dziełu pana Dennisa.
Co do tempa akcji?
Fabuła pędzi i człowiek nie może wyjść z podziwu, ile to na tych kilkunastu stronach się już wydarzyło. Czasem uważam to za wadę, ale w gruncie rzeczy jest podane tyle faktów, na ile jest zapotrzebowanie. Nie mniej, nie więcej. To również ważne.
Spowodowane jest to filmowym stylem pisania, pana Lehane’a. Wiele scen, poprzez konstrukcję, przywodzi na myśl kino akcji. Jeżeli „Nocne życie” zostanie zekranizowane to bardzo chętnie wybiorę się na to do kina, bo będzie naprawdę ostro.
Konfrontując książkę Lehane’a z „Ojcem chrzestnym” Puzo pod względem warsztatu pisarskiego, no to niestety, ale „Nocne życie” wymięka. Jeżeli jednak chodzi o prawdę historyczną - pan Dennis ma tu słuszność.
Czytelnik bez pojęcia o mafii uzna „Nocne życie”, za niezłą książkę, którą można przeczytać w szybkim tempie i odłożyć bez żalu na miejsce. Ci, którzy orientują się w tematyce mafii, odnajdą w książce Lehane’a wiele, wiele więcej.
A wracając do zdania Stephena Kinga.
Przepraszam pana, panie King. Zwracam honor.
„Nocne życie”, pomimo swoich wad, pomimo kilku tych sztucznych chwil i kilku naciąganych bohaterów jest książką dla ludzi myślących. Dla tych, którzy mają lub chcą mieć pojęcie o mafii. Pan Dennis zna realia tamtych czasów i sprawnie wplata wiedzę w historię. Jeżeli jesteście ciekawi, czym była prawdziwa mafia, sięgnijcie po „Nocne życie” a gwarantuję mocne wrażenia z lektury!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz