Na
kolejną książkę do recenzji chciałem wybrać „Ostatnie życzenie” Andrzeja
Sapkowskiego. Większość fanów fantastyki z pewnością zetknęła się z twórczością
rodzimego pisarza. A i ci, którzy fanami nie są, zapewne słyszeli o tym
utalentowanym jegomościu. Nie wspomnę już o całej rzeszy graczy, wypatrującej
daty premiery Wiedźmina 3.
Zmieniłem
jednak zdanie.
Pomyślałem,
że chciałbym państwa czymś zaskoczyć. Podarować recenzję dobrej, lecz mało
znanej książki. I nie powiem, żebym się specjalnie zastanawiał nad pozycją.
Kołatała mi w głowie, odkąd zapragnąłem prowadzić recenzenckiego bloga. A to,
dlatego, że przeszła bez echa i została mocno niedoceniona. Przynajmniej z
mojego punktu widzenia.
Niegruba(501
stron), ale też nie jest broszurką. Ciekawa, poruszająca, o intrygującym tytule
- „Nocne życie”.
Autor: Dennis
Lehane
Tytuł: „Nocne życie”
Wydawnictwo: Prószyński - S-ka
rok wydania: Kwiecień 2013
ilość stron: 501
moja ocena: 5/6
Tytuł: „Nocne życie”
Wydawnictwo: Prószyński - S-ka
rok wydania: Kwiecień 2013
ilość stron: 501
moja ocena: 5/6
O „Nocnym życiu” dowiedziałem się poprzez zakładkę, dołączoną do recenzowanego
wcześniej „Joyland’u”. Pomyślałem, że skorzystam z niej nie więcej niż raz, ale
w końcu nic mnie to nie kosztuje. Dali to biorę. Chociaż wcześniej to bardziej
cieszyło, bo teraz, w co drugiej dają. Zakładka przejęła rolę ulotki, bo
człowiek tak milszym okiem zawsze na nią spojrzy. Przydatna, praktyczna. I
ładna. Kolorowa. Więc oglądam. Z jednej, z drugiej.
A
w oczy rzuca mi się takie o to zdanie:
„Nocne życie to Ojciec chrzestny dla ludzi myślących.” – Stephen King
Jak
to „dla myślących”? A to „Ojciec chrzestny” niby, dla kogo był?
Dobrze,
że wyszedłem z księgarni, bo byłaby awantura na całego. Zapiekło mnie to
zdanie, powiem szczerze. Oj, zapiekło! I to mocno.
Musiałem
jak najszybciej zdobyć tą kontrowersyjną książkę, szumnie reklamowaną przez
Kinga tak ostrą wypowiedzią. Rozpocząłem poszukiwanie najtańszego egzemplarza,
bo 39 złoty to ja w błoto nie wyrzucę(aż tak to mnie to zdanie nie zapiekło).
Znalazłem, kupiłem, przeczytałem. Nie przyznałem Kingowi racji. Stwierdziłem,
że pisarz z niego dobry, ale zero w nim przyzwoitości, żeby tak „Ojca
chrzestnego” z błotem mieszać.
Później
przeczytałem kilka innych pozycji związanych tematycznie i dziś mam zupełnie
odmienne zdanie na temat „Nocnego życia”.
Przepraszam
państwa za ten przydługi wstęp, ale tym razem to nie z mojego gadulstwa, a z
potrzeb recenzji.
Zacznijmy
już tradycyjnie od początku.
Pisząc
te słowa, „Nocne życie” spoczywa sobie spokojnie obok mnie.
Spoglądam
na okładkę i znów muszę pochwalić Prószyński i S-ka. Robicie to dobrze. Podoba
mi się bardziej, niż zagraniczne. Mamy się czym szczycić! Polskie wydawnictwa
robią bardzo dobre okładki. Fabryka Słów to już przekracza wszelkie normy. To
nie okładki tylko małe arcydzieła(Pan Lodowego Ogrodu!). Prószyński wcale nie
jest z tyłu. Bo „Ziemiomorze” to…
Innym
razem.
Wracając
do okładki „Nocnego życia”. Jest estetyczna i bardzo dobrze oddaje klimat
zawartości. Czterech zakapiorów z przysłoniętymi rondem twarzami. Tylko czekać,
aż rozchylą poły płaszcza i zabłyśnie broń.
Bo
w gruncie rzeczy ta książka jest o zakapiorach.
O
mafii.
Tej
prawdziwej, a nie tej, którą znamy z książek Puzo i filmów Coppoli.
„Nocne
życie” dzieli się na trzy części, a każda z nich dotyczy zupełnie innego okresu
życia Joe Coughlin’a. Samego Joe’go poznajemy w dość niefortunnej sytuacji
przed zakończeniem jego żywota. Zabieg ograny, ale Lehane potrafi zręcznie go
wykorzystać, co mu się chwali. Joe wraca wspomnieniami do początku, czyli do
Emmy Gold. Bo to od niej, jak twierdzi, wszystko się zaczęło.
Nie chcę
zdradzać fabuły, bo każdy fragment jest naprawdę istotnym elementem historii.
„Nocne życie” rozbudowane jest o wiele wątków, które w większym, lub mniejszym
stopniu na siebie oddziałują. Są zgrabnie rozwinięte i zawiązane. Niekiedy mamy
białe plamy, które wypełniają się dopiero po przeczytaniu znacznego fragmentu
książki. Bardzo mi się to podoba. Choć nieraz miałem wrażenie sztuczności, a i
kilka bohaterów wydało mi się stworzonych schematycznie i po trosze na siłę.
Przesadą jest również wypowiedź „New York Times’a”, że każde zdanie sprawia przyjemność.
„Nocne życie” napisane jest naprawdę lekkim piórem. Nie występują tam żadne
przestoje. Czyta się płynnie, a to ważne.
Ale
nie mogę powiedzieć, że jest to językowy majstersztyk. Czytałem o wiele lepiej
napisane książki, nie ujmując niczego dziełu pana Dennisa.
Co
do tempa akcji?
Fabuła
pędzi i człowiek nie może wyjść z podziwu, ile to na tych kilkunastu stronach
się już wydarzyło. Czasem uważam to za wadę, ale w gruncie rzeczy jest podane
tyle faktów, na ile jest zapotrzebowanie. Nie mniej, nie więcej. To również
ważne.
Spowodowane
jest to filmowym stylem pisania, pana Lehane’a. Wiele scen, poprzez
konstrukcję, przywodzi na myśl kino akcji. Jeżeli „Nocne życie” zostanie
zekranizowane to bardzo chętnie wybiorę się na to do kina, bo będzie naprawdę
ostro.
Konfrontując
książkę Lehane’a z „Ojcem chrzestnym” Puzo pod względem warsztatu pisarskiego,
no to niestety, ale „Nocne życie” wymięka. Jeżeli jednak chodzi o prawdę
historyczną - pan Dennis ma tu słuszność.
Czytelnik
bez pojęcia o mafii uzna „Nocne życie”, za niezłą książkę, którą można przeczytać
w szybkim tempie i odłożyć bez żalu na miejsce. Ci, którzy orientują się w
tematyce mafii, odnajdą w książce Lehane’a wiele, wiele więcej.
A
wracając do zdania Stephena Kinga.
Przepraszam
pana, panie King. Zwracam honor.
„Nocne
życie”, pomimo swoich wad, pomimo kilku tych sztucznych chwil i kilku
naciąganych bohaterów jest książką dla ludzi myślących. Dla tych, którzy mają
lub chcą mieć pojęcie o mafii. Pan Dennis zna realia tamtych czasów i sprawnie
wplata wiedzę w historię. Jeżeli jesteście ciekawi, czym była prawdziwa mafia, sięgnijcie
po „Nocne życie” a gwarantuję mocne wrażenia z lektury!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz