Długi
czas zastanawiałem się, jaką książką rozpocząć blogowanie.
Wybór
gatunków, tytułów mnogi, a w głowie kołacze się pytanie – Jak przełamać
pierwsze lody z czytelnikami, żeby ich nie urazić, nie zgorszyć, a przede
wszystkim nie zniechęcić?
Drapałem
się w głowę i drapałem, a pożytku z tego żadnego, jeno strup. Takoż wszelkie
modlitwy, nawoływania o pomoc i inne zabiegi spełzły na niczym.
W
tym momencie powinienem napisać, że dostałem nagłego przebłysku, olśnienia, bla
,bla, bla…
Nie
dostałem.
Spojrzałem
za to na regał z książkami i postanowiłem wybrać na początek coś lekkiego. Poczytnego
przy herbacie na chłodne, lutowe wieczory. Więc szykujcie kocyki, gorące
napoje, herbatniki(tylko nie jedzcie ich w łóżku, bo okruszki lubią się wrzynać
w różne, najczęściej te niekomfortowe miejsca), odpalcie lampki i startujemy.
Autor: Stephen
King
Tytuł: „Joyland”
Wydawnictwo: Prószyński - S-ka
Tytuł: „Joyland”
Wydawnictwo: Prószyński - S-ka
Rok wydania: Czerwiec 2013
Ilość stron: 336
Moja ocena: 5/6
Ilość stron: 336
Moja ocena: 5/6
Pisząc te słowa, trzymam „Joyland” na kolanach, aby
być bardziej przekonującym i rzetelnym recenzentem. Pierwszą rzeczą, jaka
narzuca się w kontakcie z powieścią króla grozy w polskim wydaniu to okładka.
Prószyński i S-ka ma się czym szczycić! Jeżeli ktoś widział wydania Kinga z
Albatrosa, a z Prószyńskiego to wie o czym mówię. Niby nie ocenia się książki
po okładce, ale jeżeli mamy wydać na nią swoje ostatnie klepaki, to niech ona
przynajmniej wygląda.
A „Joyland” wygląda bardzo przyjemnie. Sztywna
okładka, ciepła grafika. Nic dodać, nic ująć – przyjemne. Mniej przyjemny jest
zaś napis: „Wejdź, jeśli się odważysz”.
My z tych odważniejszych, więc wchodzimy.
Odginamy okładkę i czytamy krótką recenzję:
„Devin Jones,
student college’u, zatrudnia się na okres wakacji w lunaparku, by zapomnieć o
dziewczynie, która złamała mu serce. Tam jednak zmuszony jest zmierzyć się z
czymś dużo straszniejszym: brutalnym morderstwem sprzed lat, losem umierającego
dziecka i mrocznymi prawdami o życiu – i tym, co po nim następuje. Wszystko to
sprawi, że jego świat już nigdy nie będzie taki sam...
Pasjonująca
opowieść o miłości i stracie, o dorastaniu i starzeniu się – i o tych, którym
nie dane jest doświadczyć ani jednego, ani drugiego, bo śmierć zabiera ich
przedwcześnie.
„Joyland” to
Stephen King w szczytowej pisarskiej formie, równie poruszający jak „Zielona
Mila” czy „Skazani na Shawshank”. To jednocześnie kryminał, horror i
słodko-gorzka powieść o dojrzewaniu, która poruszy serce nawet najbardziej
cynicznego czytelnika.”
Czy
prawda to, co napisali?
Jestem
w stanie się z tym zgodzić. Choć określenie horror jest zbyt mocne i trochę
naciągane. Ale nie bądźmy drobiazgowi.
„Joyland”
w głównej mierze to lekka opowieść.
King
ma talent do pisania w pierwszej osobie. Potrafi szybko zjednać sobie
czytelnika, tworząc obraz równego gościa, z którym chętnie poszlibyśmy na piwo
i poklepali go po ramieniu. Nie inaczej jest z Devin’em.
Devin spisuje swoją historię, jako dojrzały mężczyzna, z
bagażem doświadczeń. Minione, niezwykłe wydarzenia zaopatruje we własne
przemyślenia.
[Spoiler - cytat]
Cytat:
„Boże drogi, byłem dżentelmenem.[…]Teraz
wiem tyle, że kobiety rzadko sypiają z młodymi dżentelmenami. Wyszyjcie to na
makatce i powieście sobie w kuchni.”
Spoiler,
jak spoiler. Wolę ostrzec, by mnie ktoś nie zlinczował.
A
minione niezwykłe wydarzenia mają miejsce w Karolinie Północnej, w lunaparku o
nazwie(cóż za zaskoczenie) Joyland. Devin znajduje w nim pracę na wakacje. I
nie tylko…
Król
grozy zgrabnie snuje opowieść, która jest zarazem wciągająca i smutna. Choć
czasami ma się wrażenie, że King nieco zbyt szybko opisuje wydarzenia, gdy
powinien trochę się rozpisać. Oczywiście to moje spostrzeżenie i może po prostu
byłem zbyt łakomy treści.
Samo
Joyland to miejsce kiczu i tandety. Ale tak przyjemne, że człowiek chętnie
przeniósłby się do 1973 roku, żeby kupić tam cukrową watę i zobaczyć tańczącego
z dziećmi pieska Howie. Jednak z każdą przeczytaną stroną, lunapark staje się
coraz bardziej mroczny, a skrywana tajemnica kusi by ją poznać.
A
co do tajemnicy…
No,
King użył tu chwytu ogranego do cna. I czego to dowodzi? Że jest, cholera,
mistrzem. No toż to majstersztyk. Trzeba być naprawdę doświadczonym pisarzem,
żeby z taniej sztuczki zrobić użytek.
Kto
przeczyta, będzie pamiętał te słowa.
Cała
powieść, włączając w to kryminalny wątek, styl pisania, przywodzi na myśl
stare, kuglarskie sztuczki. Wszystko utrzymane w naprawdę tandetnym, ale
czarującym stylu.
Za
oknem mróz, w Joyland upał, że pot po czole spływa. Zapraszam do roku 1973, do
lunaparku, do poznania mrocznej historii Joylandu. Wejdźcie, jeśli się
odważycie, moi drodzy czytelnicy.
Postanowiłem wejść (tak, odważyłem się) i... czapki z głów. King w swoim najlepszym wydaniu. Opowieść krótka, ciekawa, doskonała na prezent (np. urodzinowy). Polecam zarówno osobom, które od czasu do czasu lubią poczytać dobrą, niezobowiązującą historię, jak i "książkowym nałogowcom".
OdpowiedzUsuńCo do samej recenzji, zgadzam się z autorem. Premierę zaliczam do udanych. Oby tak dalej.
Były Dżentelmen
Dziękuję za przychylny komentarz. Zachęcam do częstszego odwiedzania bloga. Już niedługo kolejna recenzja ; )
UsuńJestem mile zaskoczona. Recenzja przyjemna dla oka i rozleniwionej głowy. Lekka i trafiająca w sedno. Oby tak dalej!
OdpowiedzUsuńNie tylko Pani, ja również jestem mile zaskoczony. Pierwsza recenzja - dwa miłe komentarze. Obawiałem się, że będzie klapa. Cieszę się, że się podobało. Mogę obiecać, że się postaram. Pozdrawiam ciepło i zachęcam do częstszego odwiedzania i komentowania : )
UsuńPierwsza recenzja i od razu moja ulubiona pozycja ;) Gratuluję dobrego gustu a także lekkiego pióra. Będę tu często zaglądać :)
OdpowiedzUsuńJa również : ) Cieszę się, że się podobało. Zapraszam, zapraszam! Kolejna recenzja już niedługo! Pozdrawiam ciepło : )
UsuńMam bardzo podobną opinię o Joyland. Książka bardzo przyjemna, fajnie się czytało. Kwestia okładki też trafna - Prószyński ma dużo lepsze niż Albatros :)
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejne recenzje, pozdrawiam :)
Ups, ten spoiler na końcu może odstraszyć. Musiałam przerwać czytanie Twojej recenzji. Zgadzam się z powyższymi komentarzami; masz lekkie pióro i przyjemnie się Ciebie czyta. Powodzenia :)
OdpowiedzUsuńSpoilerem jest tylko cytat pod oznaczeniem. Później można czytać spokojnie. Muszę go inaczej oznaczyć : )
OdpowiedzUsuńJa również pozdrawiam i dziękuję za odwiedzenie oraz przychylny komentarz; )
Jest dobrze. Lekko i bez niepotrzebnego przedłużania :) Czekam na kolejną.
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo : ) Kolejnych się troszkę nazbierało : )
Usuń